Wyznania byłych skazanych z ZK Fordon

O swojej pracy w Sue Ryder opowiadają dwaj byli osadzeni którzy obywali karę pozbawienia wolności w ZK Fordon.
Pierwszy z nich, Arkadiusz S., postawny 27-latek z Torunia z zawodu jest mechanikiem samochodowym. Dostał wyrok 7 lat za handel narkotykami. Sam zgłosił się do pracy z osobami chorymi. LIczył na to, że może wcześniej wyjść na wolność za dobre sprawowanie.
– Nagrzeszyłem w młodości i teraz muszę odpokutować. Sam nie brałem prochów. W dilerkę wszedłem dla kasy. Doświadczenie z pracy w hospicjum dało mi możliwość innego spojrzenie na życie i śmierć. Czasami na widok ludzkiego cierpienia zakręciła mi się w oku łza. Jednak przed kolegami ukrywałem swoją wrażliwość. W hospicjum, przy pacjentach, trzeba być silnym psychicznie. Można być kryminalistą, ale to nie znaczy, że się nie ma serca. Personel i chorzy odnosili się do nas bardzo przyjaźnie. Nie chowali na nasz widok portfeli i torebek. Traktowali nas jak normalnych pracowników – opowiada o swoim życiu Arkadiusz S.
Dariusz P., 33-latek z Bydgoszczy jest kolejnym więźniem którzy opiekował się chorymi. Dostał 6 lata za spowodowanie po pijanemu wypadku. Ofiara zdarzenia zmarła w wyniku odniesionych obrażeń. Do dziś nie może pogodzić się z myślą, że zabił człowieka. – Praca w hospicjum dobrze działała na moją psychikę. Poznałem inne życie niż to, które prowadziłem dotychczas. Zrozumiałem, co znaczy ból i cierpienie. Pomagałem czasami wstać chorym z łóżka lub usiąść na wózku. Poza tym wykonywałem prace porządkowe i drobne naprawy sprzętu. Miałem poczucie, że moja praca była potrzebna. Dopiero tutaj zobaczyłem, jak ciężkie może być życie. Kontakt z tragedią innego człowieka skłonił do mocnego postanowienia. Po wyjściu na wolność postanowiłem gruntownie się zmienić – mówi z przekonaniem Dariusz P.
Komentarze